Bieżące inwestycje w relacje zawsze procentują podczas świąt

Bieżące inwestycje w relacje zawsze procentują podczas świąt

O tym, jak być przy sobie i opiekować się swoimi granicami podczas świątecznych spotkań, a także o mocy łagodności i inwestycji w relacje rozmawiamy z Dorotą Dyluś-Beśką, dyrektorem CPZ Dormed, psychologiem i psychoterapeutą.

Ewa Koralewska: Nasze wyobrażenia o świętach są mocno wyidealizowane. Pewnie mają na to wpływ przekazy marketingowe, które otaczają nas już właściwie od listopada. Zgodnie z nimi Boże Narodzenie to czas, który jest wyłącznie przyjemny, obfitujący w ciepło, bliskość i inne pozytywne doświadczenia. A rzeczywistość nie zawsze jest taka. Święta mogą nas rozczarować, bywają też stresujące. Z czego to wynika?

Dorota Dyluś-Beśka: Na ten czas pracujemy tak naprawdę cały rok. Jeśli jesteśmy w dobrym kontakcie z osobami, które nazywamy bliskimi, komunikujemy się na bieżąco, rozmawiamy też o trudnych kwestiach, to szansa na dobre święta jest większa. Natomiast kiedy przez cały rok nasze relacje są odległe i nie jest dobrze między nami, to święta nagle nie będą cudowne. Będą przypominać tę naszą codzienność albo wręcz spiętrzą trudności, których na co dzień doświadczamy w rodzinie. A więc taka bieżąca inwestycja w relacje – czy to z partnerem, z dziećmi, z innymi członkami rodziny – zawsze procentuje w czasie świąt.

Drugą kwestią jest to, że święta to też taki czas zatrzymania się. A kiedy się zatrzymujemy, to różne rzeczy lepiej, wyraźniej widać. Jeśli w ciągu roku brakuje inwestycji w relację, to w święta widzimy jak pod lupą, że trudno jest nam być ze sobą, spędzić więcej czasu niż zwykle albo spokojnie porozmawiać. To może być bardzo przykre i może też prowadzić do konfliktów.

To, że nagle mamy więcej czasu dla siebie, może wyzwolić też taką niepewność, co z tym czasem zrobić, jak go spędzić. I wydaje się, że wtedy podążamy za różnymi utartymi w rodzinie zwyczajami. Np. od 10 lat w święta chodzimy do cioci, a właściwie niekoniecznie mamy na to ochotę. Albo nie chcemy tam spędzać całego dnia, a pójść tylko na godzinę-dwie. Ale jednak trudno nam odmówić.

Idealną sytuacją byłoby mieć świadomość, jakich świąt chcemy. Mimo tego, że ten reklamowy przekaz jest określony, tak naprawdę każdy z nas ma o tym czasie własne wyobrażenia. Warto zapytać siebie: jakich świąt pragnę? Co to dla mnie oznacza, że mam udane, szczęśliwe, spełnione święta?

Poza tym, nie tylko w święta, ale na co dzień, warto postępować w zgodzie ze sobą. I uczyć się – oczywiście z poszanowaniem granic innych – podążania za sobą. To nie oznacza, że zawsze musimy być asertywni. To my decydujemy, czy chcemy być asertywni. Może być przecież tak, że pójdę do tej cioci na godzinę czy dwie, bo ona jest samotna, a ja chcę sprawić jej przyjemność. Ale to ja zdecydowałam, żeby tę niewygodę, a czasem wyzwanie, podjąć. Czym innym jest natomiast pójście do cioci, bo trzeba, zawsze tak było, nie wypada odmówić albo ktoś tego od nas oczekuje.

A co możemy zrobić, gdy podczas spotkania ciocia zadaje nam pytania naruszające naszą prywatność lub kąśliwie komentuje nasze wybory czy wygląd?

Tak, jak w życiu – najzdrowiej jest stawiać granice i określać tematy, o których chcemy rozmawiać, a o których nie. Niestety jest tak, że jeśli my nie wyznaczymy granic, to wyznaczą je za nas inni ludzie. I zrobią to w sposób wygodny dla nich. A często później przyzwyczają się do tego, co i na ile mogą w relacji z nami.

Tylko, że stawianie granic nie jest łatwe.

Oczywiście, bo to nie jest umiejętność, z którą się rodzimy. My się jej w trakcie życia uczymy. Znacznie łatwiej jest, gdy ktoś nam pokazał, jak to robić i stworzył warunki do tego w dzieciństwie. Jeśli natomiast dostaliśmy taki wzorzec, że zawsze musimy spełniać oczekiwania innych ludzi, to wtedy określanie i stawianie granic jest bardzo trudne. Mamy taki przekaz, że zawsze należy być grzecznym w stosunku do cioci, odpowiadać na zapotrzebowanie innych osób itd.

Ale przepracowanie tego nie jest niemożliwe. Pierwszym krokiem niech będzie określenie, gdzie te moje granice przebiegają, czego chcę, a czego nie. A kolejnym stopniowe wnoszenie tego do relacji i uczenie innych naszych granic.

Może być jednak tak, że wskutek wychowania do uprzejmości, spełniania oczekiwań czy posłuszeństwa, pojawi się poczucie winy. Zrobi mi się głupio albo zacznę wątpić, czy przypadkiem jednak nie zareagowałam zbyt stanowczo, bo przecież ciocia nie pyta złośliwie. Może po prostu w ten sposób rozumie troskę.

Zawsze gdy uczymy się nowej umiejętności, to jest to trudne, bo mamy często sztywne sposoby myślenia i reagowania. Porównałabym je do takich starych wygodnych butów. Mimo tego, że one już wyglądają okropnie, przemakają i powodują różne inne nieprzyjemne konsekwencje, to my w nich dalej chodzimy.

To, co znamy, wydaje nam się bezpieczniejsze, a gdy nagle trzeba zrobić coś nowego, to czujemy dyskomfort. Ale na tym polega też praca nad sobą. Czasem pomimo tego trudu warto się przełamać i zrobić coś inaczej niż dotychczas.

Można sobie jakoś w tym pomóc? Poćwiczyć “na zimno”, przed świętami, żeby pójść na to spotkanie z poczuciem przygotowania?

Oczywiście. Zacznijmy od poukładania w sobie tego, co i w jaki sposób nam przeszkadza. Wtedy będzie nam łatwiej to zakomunikować. Możemy przygotować sobie nawet konkretną wypowiedź i powiedzieć ją kilka razy po cichu lub na głos, do siebie lub innej bliskiej osoby. To będzie trening, który ułatwi nam asertywne zachowanie w rzeczywistej sytuacji.

Problem z granicami wydaje się mieć dwa bieguny. Jeden to sytuacja, gdy bardzo trudno jest mi własne granice określić i w związku z tym nie stawiam ich w ogóle. Drugi to z kolei agresja. Moje granice to są właściwie zasieki, na które łatwo się nadziać, a reakcją na zbyt osobiste pytanie jest automatyczny atak.

Łatwo jest przejść z pozycji osoby, której granice są naruszane do pozycji osoby, która narusza granice innych. Warto mieć świadomość, że asertywne zachowanie – czyli dbanie o siebie z poszanowaniem granic innych – to nie agresja, w której mieści się także tzw. bierna agresja. To takie zachowania jak złośliwość, kąśliwość, obrażanie się, karanie innych. To też zaprzeczanie złości, np. poprzez mówienie “absolutnie, ciociu, ja się wcale nie gniewam” w momencie, gdy nasze zachowanie i mowa ciała komunikują złość i niezadowolenie. Czasem bierna agresja może też przybrać formę jakiegoś zaniechania, które ma na celu komuś coś udowodnić czy w dotkliwy sposób pokazać.

Agresywne zachowania często wynikają również z tego, że my w sobie gromadzimy złość na kogoś i nie wyrażamy jej w bezpośredni sposób. Czyli np. już nam się na tę ciocię zbiera od 10 lat. I wtedy naszą reakcją na jej krępujące pytanie może być wybuch agresji.

A co możemy zrobić, jeśli wiemy o sobie, że mamy skłonność do odpowiadania atakiem? Czy tutaj też możemy się jakoś przygotować przed spotkaniem, żeby jednak ze świąt mieć wspomnienia przyjemnych chwil, a nie awantury?

W tej sytuacji pomocna może być rozmowa z bliską osobą przed wizytą u cioci. Dzięki temu damy upust tej swojej złości i na spotkanie pójdziemy mniej nabuzowani, z niższym poziomem napięcia.

Drugim wentylem bezpieczeństwa jest życzliwe myślenie o sobie i dobre traktowanie siebie. Czym bardziej siebie lubimy, im więcej mamy w sobie oparcia i jesteśmy bardziej świadomi swoich zasobów, tym łatwiej znosimy różne naruszenia naszych granic i jesteśmy w stanie skuteczniej ich bronić, jak również reagować bardziej adekwatnie.

Natomiast jeśli słabo się ze sobą czujemy, mamy niskie poczucie własnej wartości, oceniamy się przez pryzmat tego, jak widzą i traktują nas inni, wtedy trudniej jest zachować zdrowy rozsądek. Nieco na marginesie, ale wiąże się z tym wątkiem: to samo dotyczy też przecież relacji z dziećmi. Zdarza się, że ludzie, którzy mają niskie poczucie własnej wartości, mają tendencję do krytykowania, deprecjonowania swoich dzieci. Nie potrafią na nie spojrzeć z ludzką przychylnością. Niestety, jeśli rodzic nie zauważa swoich mocnych stron, potencjału, nie jest dla siebie łagodny, to z dużym prawdopodobieństwem nie będzie potrafił dawać tego swojemu dziecku.

Czyli kluczem do dobrych świąt jest życzliwość – do siebie i do innych?

Tak. Warto od czasu do czasu – nie tylko na święta, ale w codziennym życiu też – wkładać takie okulary, przez które inaczej patrzymy na ludzi. Możemy wtedy zobaczyć ich potencjał, wartości, to, co od nich dostaliśmy.

A każdy człowiek nam coś daje. Nawet jeśli bywa złośliwy, to może to być też pewnego rodzaju lekcją dla nas.

Mimo że krytykowanie, dostrzeganie błędów przychodzi nam na ogół dużo łatwiej, zachęcam do tego, by poszukać też tego, co dobrego wynosimy z danej relacji. Czego ważnego udaje nam się doświadczyć przy tej osobie. I patrzmy z łagodnością. Myślę, że to może być dobra propozycja na te święta.

Źródło zdjęcia: unsplash.com