Depresja w rodzinie czasem jest królową, a czasem kopciuszkiem. Rozmowa z Dobrosławem Krzysztofem Banachem

Depresja w rodzinie czasem jest królową, a czasem kopciuszkiem. Rozmowa z Dobrosławem Krzysztofem Banachem

Dobrosław Krzysztof Banach – lekarz, specjalista psychiatra, z wieloletnim doświadczeniem w pracy z pacjentami na oddziałach psychiatrycznych. Pracuje w Centrum Psychologii Zdrowia Dormed oraz prowadzi gabinet prywatny.

Ewa Koralewska: Myśląc o depresji, często automatycznie przychodzi nam do głowy obraz osoby, która nie ma siły wstać z łóżka, podjąć aktywności, zadbać o siebie. A twarze depresji mogą być przecież różne i ona może w zupełnie odmienny sposób wyglądać.

Albrecht Dürer – Portret matki

Dobrosław Krzysztof Banach: Jeśli mówimy o twarzy depresji, to przychodzi mi na myśl obraz Albrechta Dürera, na którym artysta namalował swoją matkę. Widać na nim, że cierpiała ona na depresję.

Natomiast to, co Pani opisuje – człowiek, który leży, nie ma sił – to depresja najgłębszego stanu. Pacjenci często mówią, że ciągnie ich do łóżka, nie mają siły, by wstać, wyjść z domu. Ale są też łagodniejsze formy tej choroby. Podstawowym elementem depresji jest zawsze obniżony nastrój, który rozciąga się w długim czasie. Minimum przez 2 tygodnie. Towarzyszy mu często brak życia emocjonalnego. Osoba w depresji może być smutna i przygnębiona, ale może być też na wszystko obojętna, co jest właściwie gorsze. Smutek ma jednak pewien wymiar, a obojętność to brak życia.

Jakie są jeszcze objawy depresji?

Kolejne objawy są pochodną obniżonego nastroju. I tak występuje: obniżony napęd, czyli spowolnienie myślenia, spowolnienie ruchowe, brak zainteresowań, odczuwania przyjemności, aktywności, uczucie stałego zmęczenia, wycofanie się z życia społecznego, upośledzenie funkcjonowania zawodowego i interpersonalnego. W ciężkiej depresji chory nie chce się kontaktować nawet z najbliższym otoczeniem. Jakiekolwiek próby bliskich, by przełamać ten stan, wywołują drażliwość. Taka osoba nie chce wychodzić z domu ani nawet spotykać się z kimś w swoim domu. Bardzo często jest tak, że gdy ktoś przychodzi w odwiedziny, ona ucieka do drugiego pokoju. Głęboka depresja to jest wycofanie się z życia.

Na koniec zostają jeszcze te najcięższe objawy, czyli myśli rezygnacyjne i samobójcze. Depresja jest chorobą śmiertelną – 10% chorych ginie wskutek samobójstwa.

A jak to się dzieje, że chorujemy na depresję? Z czego ta choroba może wynikać?

W pierwszej kolejności odpowiada za to dziedziczenie. Przy czym nie mówimy tutaj o przekazywaniu samej choroby, a jedynie pewnej podatności na nią. Szacuje się, że ok. 50% chorych na depresję endogenną, czyli wynikającą z wewnętrznych, biologicznych uwarunkowań, miało w rodzinie kogoś, kto zmagał się z depresją.

Przyczyn szukamy też w wydarzeniach życia. Gdy do gabinetu trafia osoba w depresji, okazuje się, że miała ona trudne dzieciństwo. W domu był alkohol, przemoc, molestowanie, odrzucenie przez rodziców, rygorystyczne wychowanie. Zdarzyła się śmierć kogoś bliskiego albo rozwód rodziców.

Żyjemy też w takich czasach, że wszyscy się spieszą i żyją w permanentnym stresie. Do mojego gabinetu trafia wiele osób z powodu mobbingu. Stres, nad którym nie mamy kontroli, toruje drogę do depresji. Kiedy przyglądamy się życiu pacjenta przed depresją, okazuje się, że niedługo przed pojawieniem się jej, miało miejsce stresujące doświadczenie – bankructwo, utrata pracy. Jeśli to pada na podatny grunt, czyli pewne usposobienie do depresji, to ta choroba się rozwija.

W jaki sposób diagnozuje się depresję?

Diagnozowanie wcale nie jest proste. Coraz powszechniejsze jest zjawisko tzw. medykalizacji czy, inaczej mówiąc – psychiatryzacji smutku. Depresję rozpoznaje się zbyt szybko, zdarza się, że psychiatrzy znajdują ją tam, gdzie jej nie ma. Widzę to po swoich pacjentach, którzy dotarli do mnie po dłuższym leczeniu psychiatrycznym. Trudno jest im odpowiedzieć na pytanie, co im właściwie dolegało – nie pytali o to swoich lekarzy. Większość z nich natomiast przyjmowała leki antydepresyjne.

Gdy ogląda się wiodące w środowisku podręczniki psychiatrii amerykańskiej, w których przedstawione są kryteria diagnostyczne, to widać, że z upływem czasu one stają się coraz grubsze. Aktualny jest dwa razy grubszy od drugiej czy trzeciej edycji.

Dobrym przykładem medykalizacji jest amerykański lek, który był reklamowany jako zalecany w sytuacji, gdy np. zmienia się miejsce pobytu i pracy, ma się trudności w kontaktach z teściową albo gdy traci się prestiżowe stanowisko, bo przechodzi się na emeryturę.

Czyli taki lek na życie?

Właśnie, on nie ma na celu utrzymania zdrowia, ale ma pomagać w pokonywaniu wyzwań życiowych. W końcu ten lek wycofano, bo ingerował w życie zbyt mocno, a nie miał nic wspólnego z leczeniem. Zjawisko medykalizacji widoczne jest też w przypadku tzw. niegrzecznego dziecka, które matka wysyła do psychiatry. Lekarz stwierdza ADHD, daje leki i sprawa „załatwiona”.

A wracając do leków przeciwdepresyjnych: sam łapię się na tym, że łatwo jest mi wypisać receptę na tego rodzaju leki. Mam jednak świadomość, że są one niestety potężnie nadużywane. Znam pacjentów, którzy przyjmowali je nawet przez kilkanaście lat, bez prób odstawiania.

Jak w takim razie zachować ostrożność i odróżnić np. smutek, który wynika np. z żałoby po utracie kogoś lub czegoś dla nas ważnego od depresji, która jest chorobą?

Nie wiem (śmiech). A tak poważnie – by spełnić kryteria rozpoznania depresyjnego, trzeba mieć nie jeden objaw, a kilka. Smutek to jest jeden z symptomów. Trzeba sprawdzić, czy ta osoba jest aktywna, czy pracuje, czy ma jakieś trudności w pracy, czy ma apetyt, jakie ma libido, czy ma problemy interpersonalne. Bardzo istotnym objawem są zaburzenia rytmu dobowego, czyli wahania nastroju zależne od pory dnia. Rano z reguły samopoczucie jest gorsze niż wieczorem.

I jest jeszcze intuicja, która wynika z doświadczenia. Przyglądam się temu, czy w tej osobie nie ma teatralności, przerysowania. Obserwuję zachowanie i język ciała w trakcie rozmowy. Istotne jest dla mnie, czy ten człowiek jest zgodny, wiarygodny w swoim przekazie.

Dbam też o to, aby spotkanie z pacjentem przebiegało w towarzystwie bliskiej osoby, oczywiście za zgodą pacjenta. To może być ktoś z rodziny, przyjaciel, ktoś z pracy. Chodzi o to, by ta osoba ze swojej strony opisała to, co się dzieje z pacjentem. To często rzuca inne światło na stan pacjenta i pokazuje też, jak wyglądają relacje z bliskimi. W ten sposób mam szansę zająć się problemem, np. skierować pacjenta lub pacjenta i jego rodzinę do psychologa czy psychoterapeuty. A nie tylko postawić diagnozę i wypisać lek. Trzeba wiedzieć, że przy kompleksowym podejściu, współpracy z psychologiem i przy rzetelnie prowadzonej psychoterapii odstawienie ewentualnego leku jest dużo łatwiejsze.

To łączy się też z podejściem systemowym, tzn. takim, w którym pacjenta powinno się określać w odniesieniu do układu – najczęściej rodziny – w jakim funkcjonuje. Bo trzeba mieć świadomość tego, że depresja może być też swojego rodzaju nagrodą.

W jakim znaczeniu?

Jeśli ktoś w rodzinie czuł się nieważny, spychany na bok, idzie do lekarza i dowiaduje się, że ma depresję, to wchodzi na zupełnie inny pułap. Ekspert stwierdził mu chorobę. Zaczyna więc otrzymywać od bliskich to, czego nie miał wcześniej: dobre słowo, przytulenie. Ma pewien zysk z tej choroby.

Bywa też odwrotna sytuacja. Ktoś, komu lekarz postawił rozpoznanie depresji może stać się tyranem. Taki przykład: córka chce wyjechać na wakacje do ciepłych krajów, a matka, która funkcjonuje w rodzinie jako depresyjna, mówi: nie, nie jedź, ja zwariuję. Przez 2 tygodnie jak Ty pojedziesz, to ja będę cały czas w silnym lęku. Ty mi tego nie rób, chcesz żebym umarła? I ta córka ulega – nie jedzie, zostaje w domu. A matka rozdaje karty w tej rodzinie. Bo bliscy, wiedząc, że ma rozpoznanie depresyjne, czują się zobowiązani, by być dla niej dobrymi.

Są też inne reakcje w otoczeniu – depresja bywa bagatelizowana. Do klasyki przeszły już takie hasła jak: „weź się w garść”, „nie wymyślaj”, „weź się za robotę”…

… i jeszcze: ogarnij się! Tak, zgadza się. Czasem depresja w rodzinie może być królową, a czasem kopciuszkiem. Nierozpoznanym na dodatek. Stąd – nomen omen – trzeba ogarnąć całą sytuację i zobaczyć problem, jaki jest w danej w rodzinie, bo człowiek z depresją może być też ofiarą swoich bliskich.

Depresja nie ma wieku, możemy ją mieć w każdym momencie życia. Czy są jakieś charakterystyczne objawy depresji u dzieci i u seniorów, które powinny zwrócić uwagę otoczenia?

Nie jestem psychiatrą dzieci i młodzieży, ale tutaj na pewno mogę powiedzieć, że ze względu na niedojrzałość osobowości, reakcje, zachowania i manifestacje depresji mogą być zupełnie inne niż u osób dorosłych.

Natomiast jeśli chodzi o seniorów, stan depresyjny w ich przypadku ma charakter przewlekły, bo najczęściej idzie w parze z innymi chorobami, mającymi również charakter długotrwały. A przebieg choroby fizycznej, której często towarzyszy ból, ma ogromny wpływ na psychikę.

Stąd leczenie starszych osób jest trudne. Często nie uzyskuje się pełnego powrotu do zdrowia, a trzeba być wciąż ostrożnym, bo osoby starsze też są zagrożone samobójstwem. Jeśli ktoś ma nieuleczalny nowotwór, to ten zamach samobójczy jawi się dla niego jako wyjście z problemu.

Już 2 lata żyjemy w rzeczywistości pandemicznej, w warunkach izolacji. Jak to wpływa na nasze zdrowie psychiczne? Czy rozpoznań depresji jest więcej niż przed pandemią?

Trudno to stwierdzić, bo pandemia ogranicza kontakty. Aby zdiagnozować u kogoś depresję, muszę go widzieć. Przy użyciu Skype’a nie jestem w stanie tego zrobić. Dlatego przypuszczam, że diagnoz depresji jest w tej chwili mniej. Ale ta fala ruszy po zakończeniu pandemii i ilość rozpoznanych depresji, i chorób w ogóle, wzrośnie.

Tym, co natomiast wzrasta już teraz, jest ilość zaburzeń lękowych. Wiele osób boi się o swoje zdrowie, utratę pracy. Czy ostatnio, w kontekście tego, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy, pojawiają się też lęki o to, że będzie wojna.

Czy w przypadku depresji możemy mówić o profilaktyce tej choroby? Możliwe jest zminimalizowanie ryzyka jej pojawienia się?

Stresów życia codziennego nie jesteśmy w stanie zlikwidować. Nie mamy też wpływu na wszystkie aspekty życia. Na pewno warto budować zdrowe relacje, w domu i poza domem. Dobrze jest dbać też o to, by dom był miejscem bezpiecznym, aby można w nim było uspokoić nerwy po pracy.

Dużo zalet ma aktywność fizyczna. To nie musi być żaden wymagający sport, ale ważne, aby był regularny. Minimum 30 minut dziennie spaceru czy biegu wystarczy. Zdrowe odżywianie też odgrywa dużą rolę i ma dodatkowe plusy jak utrata wagi i większa ilość energii, co dla wielu osób ma znaczenie. Warto też uczyć się radzenia sobie ze stresem, można to robić np. podczas terapii.

I to właściwie dotyczy każdego. Czy masz depresję, czy nie – dobrze jest po prostu zadbać o to, żeby być aktywnym, pogodnym, nie stosować używek i poukładać sobie relacje.