Rodzina z problemem alkoholowym chwieje się jak stół z trzema nogami. Rozmowa z Genowefą Danutą Worek, terapeutką uzależnień

Rodzina z problemem alkoholowym chwieje się jak stół z trzema nogami. Rozmowa z Genowefą Danutą Worek, terapeutką uzależnień

Genowefa Danuta Worek — certyfikowany instruktor terapii uzależnień, wieloletni praktyk z zakresu psychoterapii, interwent kryzysowy, terapeuta środowiskowy, pielęgniarka psychiatryczna oraz kierownik w Centrum Psychologii Zdrowia Dormed.  

Ewa Koralewska: Większość z nas spożywa alkohol przy różnych okazjach — jedni częściej, inni rzadziej, jedni mniej, drudzy więcej. Jak to się dzieje, że niektórzy się od niego uzależniają?

G. Danuta Worek: Według wszystkich danych, jakie posiadamy, żeby uzależnić się od środka psychoaktywnego, jakim jest alkohol, trzeba mieć predyspozycje biologiczne, społeczne i psychiczne. Alkohol może pić każdy, ale czynniki, które najmocniej ulegają zmianie pod jego wpływem, mogą spowodować uszkodzenie kontroli picia. Czynniki biologiczne to np. sposób, w jaki organizm reaguje na alkohol. Czynniki psychiczne to z kolei różne deficyty, jakie możemy mieć: brak umiejętności wyrażania emocji, niska samoocena, niewielka odporność na stres i frustracje, trudność w budowaniu bliskich relacji z innymi. A do czynników społecznych możemy zaliczyć np. rodzinę pierwotną i środowisko społeczne, czyli nabyte wzorce spożywania  alkoholu.

Czy skłonność do alkoholizmu możemy odziedziczyć po uzależnionym rodzicu?

Nie ma na to potwierdzenia — nie jest stwierdzone jednoznacznie, że dziedziczymy uzależnienie. Jednak niewątpliwie wzorce funkcjonowania, które nabywamy w środowisku rodzinnym, są jednym z  bardzo istotnych czynników ryzyka. 

Co to oznacza?

W rozwoju uzależnienia bardzo duże znaczenie ma to, jak zostaliśmy “wyposażeni” w życiu. Każdy z nas przychodzi na świat i funkcjonuje w określonej rodzinie. To, w jakie postawy, wzorce, umiejętności, talenty zostaniemy zaopatrzeni, przekłada się na to, w jaki sposób będziemy radzić sobie  w życiu. Np. jedni są bardziej odważni, otwarci emocjonalnie, inni są z kolei bardziej lekowi, zamknięci, wycofani, mają mniej oparcia w sobie, wykazują trudności w nawiązywaniu  relacji, często popadają  w smutek. Nazywamy  to  czynnikami ryzyka, które  odgrywają  znaczącą rolę w rozwoju uzależnienia.

Wiemy już, co może prowadzić do uzależnienia. A jak to się dzieje, że ono się rozwija pomimo różnych negatywnych konsekwencji, jakie picie powoduje?

Jako ludzie lubimy różne rozwiązania na skróty. Technologia jest tego dobrym przykładem — kiedyś praliśmy we franiach, teraz mamy automaty, a najlepiej to jeszcze dodatkowo dobrze  by było mieć też suszarkę (śmiech). I podobnie jest ze środkami psychoaktywnymi. Alkohol jest legalny, a jednocześnie bardzo niebezpieczny, bo właściwie jest w nim wszystko to, co dają inne środki psychoaktywne. Wyzwala energię i siłę do działania, więc daje efekt podobny do amfetaminy. Rozluźnia i rozwesela jak marihuana. A w przypadku  przyjęcia dużej dawki alkoholu — odcięcie się od świata, stan  podobny  do  braku  przytomności. Często  słyszymy  ”upił  się  do  nieprzytomności”, co przypomina stan podobny do tego po zażyciu heroiny. 

To jest środek psychoaktywny, który działa bardzo szybko, a jego działanie jest dla wielu osób bardzo atrakcyjne. Jeśli ktoś używa alkoholu i ma z tego duże korzyści, to z dużym prawdopodobieństwem będzie chciał powtarzać stany, których doświadcza po spożyciu. Np. lękowym osobom, którym na trzeźwo trudno jest zacząć rozmowę z kobietą/mężczyzna, po spożyciu alkoholu będzie znacznie łatwiej. Ich obawy się zmniejszą lub znikną, bo alkohol je wytłumi. Poza tym alkohol  obniża  krytycyzm, co wpływa na  odczuwanie tzw. „luzu” i  wpływa na swobodniejsze zachowanie. Tak jakby uczucie np. wstydu ” znikało”, a w to  miejsce pojawiała się odwaga. 

Droga rozwoju  uzależnienia przechodzi fazowo od spożycia okazjonalnego do picia szkodliwego, poprzez  fazę  krytyczną,  chroniczną. Nie ma jednak granicy między   rozwijającymi się fazami picia, które informowałyby o rozwijającym  się  problemie. Granice  te są  bardzo  płynne, co znacznie utrudnia zorientowanie się, że występuje problem w  kontroli  picia.

Bo warto wiedzieć, że większość osób, u  których występuje  uszkodzona  kontrola picia, w pewnych okolicznościach jest w stanie się zdyscyplinować i skończyć na jednym czy dwóch piwach, narzucić  sobie  okres  abstynencji. Np. zmieniają  ilość  wypijanego  alkoholu, zmieniają  pory  picia, przechodzą z picia alkoholu wysokoprocentowego  na niskoprocentowy — po to, by udowodnić innym i sobie, że nie mają problemu z piciem  alkoholu. To jest bardzo złudne, bo wtedy  umysł osoby  uzależnionej od alkoholu podpowiada jej: zobacz: dajesz radę, kontrolujesz to, nie jest tak, że nie potrafisz inaczej pić. 

Czyli umysł już tu gra do przeciwnej bramki?

Tak. Alkoholizm to taka choroba, w której bardzo szybko rozwijają się psychologiczne  mechanizmy uzależnienia. A one są bardzo trudnymi przeciwnikami w walce o zdrowie, bo chronią picie. Zniekształcają rzeczywistość, niwelują nieprzyjemne stany emocjonalne, oddzielają od racjonalnego, logicznego myślenia. W momentach wahania wzmacniają decyzje o tym, żeby jednak sięgnąć po alkohol. 

Co dzieje się po fazie picia szkodliwego?

Jak  już  wcześniej wspomniałam, rozwijają się fazy krytyczna (ostra) i chroniczna, gdzie straty są już ogromne, a ciągi mogą trwać nawet wiele tygodni czy miesięcy. Przychodzi moment, kiedy trzeba podjąć decyzję: czy zrezygnuję z alkoholu, czy z siebie, poświęcając zdrowie, a nawet życie. 

Dobra wiadomość dot. leczenia tego uzależnienia jest taka, że na każdym etapie tej choroby, można ją zatrzymać. I leczy się ją właściwie bez leków. To jest wielki dar, który mają i mogą wykorzystać osoby uzależnione. Tylko trzeba mieć świadomość tego, że tak jak uzależnienie rozwija się często przez wiele lat, tak wychodzenie z nałogu także jest długim procesem. Bo trzeba czasu, żeby nauczyć się rozpoznawać mechanizmy u siebie i stosować w zamian za  nałogowe konstruktywne sposoby radzenia sobie.

Wspomniała Pani o tym, że alkoholizm powoduje duże straty także w relacjach. Przyjrzyjmy się temu, co się dzieje w rodzinie osoby uzależnionej. O współuzależnieniu rozmawiałam już z panią Pauliną Kube (rozmowę można przeczytać tutaj). Z Panią chciałabym porozmawiać o wpływ uzależnionego rodzica na psychikę i życie dzieci.

Rodzina jest najmniejszą komórką, ale też największą wartością społeczną. To, co się w niej dzieje ma na nas ogromny wpływ. W przypadku dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, niestety jest tak, że to, co w nich choruje, ich cierpienie, są w pewien sposób niewidoczne dla otoczenia. Bo chore są tutaj emocje, które dodatkowo są też bardzo skrzętnie ukrywane przez same dzieci. Ich tragizm polega na tym, że nie są w stanie sięgnąć po pomoc, bo wstyd i lęk przed odrzuceniem powoduje, że tłumią to, co czują. 

Takie dziecko zostaje często zupełnie samo z tym, co się dzieje w jego świecie emocjonalnym. Bo często też nie może liczyć na pomoc w rodzinie, która skoncentrowana jest na ratowaniu sytuacji i osoby uzależnionej. 

Na to, co powinno być priorytetem rodziny, czyli zapewnienie dziecku bezpieczeństwa i dobrych warunków do rozwoju, nie ma już w zasadzie czasu ani przestrzeni w tej rodzinie. Ona funkcjonuje jak stół z trzema nogami. Wszyscy skupiają się na tym, by tak działać i tak chodzić wokół tego stołu, żeby on się nie przewrócił. 

I nie ma możliwości, by zajmować się cierpieniem dzieci, które są przecież najbardziej poszkodowane. To one wymagają opieki, pomocy, bo przecież dorośli ludzie mają narzędzia do tego, by pomóc sobie w różnych sytuacjach. Choć oczywiście w kryzysach czy w chorobie może to być bardzo trudne. Niemniej jednak dziecko zdane jest w stu procentach na dorosłych.

Standardowo stół z trzema nogami by się wywrócił. A ten w rodzinie z problemem alkoholowym jednak jakoś stoi. Jak rodzina przystosowuje się do uzależnienia jednego z rodziców?

Tak jak rozwój uzależnienia nie spada jak grom z jasnego nieba, tak też przystosowanie się rodziny do problemu jest procesem. To się dzieje stopniowo i często zaczyna od tego, że problem nie jest dzieciom ujawniany ani nazwany wprost. Np. gdy jeden z rodziców jest nietrzeźwy, rodzina mówi, że tatuś czy mamusia są dziś chorzy, źle się czują. A lęk o rodziców jest w dzieciach zawsze bardzo duży. Więc na początku to nie jest nic takiego wielkiego, a nawet bywa przyjemne, by jakoś pomóc temu rodzicowi, zrobić coś za niego, zostawić go w spokoju. 

Ale w miarę upływu czasu, tak jak rozwija się problem alkoholowy, tak też rozwija się dysfunkcja w rodzinie. Bo każdy ma w niej określone miejsce i rolę. Przykładowo: ojciec jest głową rodziny, zapewnia materialny dobrobyt, żona prowadzi gospodarstwo domowe, bardziej emocjonalnie się opiekuje, a dziecko ma mieć prawo do rozwoju osobistego, nauki, wyrażania uczuć. I taki układ możemy nazwać zgodnym z normą. 

Natomiast, gdy jedno z rodziców wypada ze swojej roli — odpada nam ta jedna noga od stołu. Pozostałe osoby muszą wtedy tę lukę zapełnić. I jakoś próbują wyrównać ten stan, utrzymać ten stół. Ale im dłużej to trwa i im częściej to robią, to tym bardziej się angażują i cierpią. A przy tym nie okazują tego, co dzieje się w ich wnętrzu. A przecież emocje muszą jakoś wyjść. I zawsze wychodzą. Jeśli nie wprost, to np. w postaci zaburzeń lękowych, depresji, zaburzeń odżywiania czy innych problemów zdrowotnych.