Podstawą relacji z dzieckiem jest autentyczność i umiejętność przyznania się do błędu – Małgorzata Stoff, terapeutka dzieci i młodzieży

Podstawą relacji z dzieckiem jest autentyczność i umiejętność przyznania się do błędu – Małgorzata Stoff, terapeutka dzieci i młodzieży

Małgorzata Stoff – terapeuta środowiskowy, mgr Pedagogiki resocjalizacyjnej, obecnie studentka Psychologii, o specjalizacji Psychologia rodziny.

 

Ewa Koralewska: Co jest Pani zdaniem najważniejsze w pracy terapeuty dzieci?

Małgorzata Stoff: Autentyczność jest najważniejszą sprawą. Bez niej nie zdobędziemy zaufania dziecka.

Co zadecydowało o tym, że wybrała Pani pracę z dziećmi i młodzieżą i została terapeutką środowiskową?

Nie jest mi obca praca z dziećmi. Byłam kiedyś wychowawcą świetlicy socjalnej i obserwowałam dzieci, które czasami nie potrafiły sobie radzić z własnymi emocjami. Socjalne świetlice są tworzone dla dzieci, które mają problemy m. in.  z niedostosowaniem społecznym, z wyrażaniem emocji, pochodzą czasem z rodzin niewydolnych wychowawczo. Są to dzieci tzw. “trudne”. Często rodzice nie potrafią dotrzeć do tych dzieci i potrzebują wsparcia. Pracowałam też jako asystent rodziny i zauważyłam, że mam wyczucie do ludzi, potrafię ich kierunkować w pewien sposób. A poza tym mam doświadczenie samodzielnego wychowania czwórki dzieci. Sporo we mnie empatii i chęci pomocy.  Widząc, z jakimi problemami zmagają się dzieci i dostrzegając to, że potrafię im pomóc, potrafię z nimi rozmawiać i je rozumieć, podjęłam decyzję o rozwoju w kierunku terapeuty dzieci i młodzieży. Pomyślałam, że może jeszcze komuś uda mi się pomóc.

Udało się?

Tak, udało (śmiech). I daje mi to wiele satysfakcji.

A co jest wyzwaniem w tym zawodzie?

Niektóre postawy rodzicielskie. To oczywiście zależy od przedziału wiekowego dzieci, z którymi pracuję. Największy problem jest z nastolatkami, bo czasami jest już bardzo silny konflikt z rodzicami. A rodzicom czasem bardzo trudno jest zaakceptować, że coś może wynikach z ich niewłaściwych decyzji wychowawczych. Woleliby, żeby znaleźć jakiś zewnętrzny powód, a nie powód związany z nimi. 

A bardzo często podstawą poprawy relacji z dzieckiem jest znalezienie u siebie błędu. Od razu zaznaczę: w błędach nie ma niczego złego, bo jesteśmy tylko ludźmi, każdy z nas błędy popełnia. Ja również. My się przez popełnianie błędów uczymy. Najważniejsze jest, żeby umieć przed samym sobą przyznać się do tego błędu i skorygować go, żeby go nie popełniać ponownie. Czasem rodzice tego nie rozumieją, co więcej uważają, że powinni być bezbłędni. Dla nich popełnienie błędu wiąże się z czymś złym, bardzo się ich boją.

Przyczyn trudności dzieci często upatruje się w izolacji społecznej spowodowanej pandemią. Fakt to miało wpływ. Jednak zwykle w przypadku dzieci, które zmagają się np. z depresją czy lękami społecznymi, w terapii okazuje się, że są także głębsze problemy, z relacjami w rodzinie.

A co najbardziej Pani zdaniem wspiera budowanie tych relacji?

Wspólny czas razem, bez telefonów, bez ekranów. Dzieci bardzo lubią gry i zauważyłam, że coraz więcej rodziców zaopatruje się w planszówki. A nawet spędza rodzinnie czas, grając w takie proste gry z dawnych czasów: kalambury, państwa-miasta, różne zgadywanki. To naprawdę robi furorę i jest świetne dla wzmacniania relacji – bo mamy tutaj bezpośrednią integrację z dzieckiem, taki czas tylko dla niego. Ja np. z moimi dziećmi miałam taką niekonwencjonalną metodę: one bardzo lubiły pisać dyktanda (śmiech). Tak więc siadaliśmy, ja dyktowałam, a dzieci, każde w innym wieku, pisały. Nie chodziło o efekt, o to, żeby to było bezbłędne, ale właśnie o ten czas razem. Cyklicznie, zawsze w piątek wieczorem siadaliśmy i sobie robiliśmy dyktando. 

A co jest dla Pani najciekawsze w tej pracy?

Najciekawsze jest to, że mogę się w niej uczyć. Bardzo lubię poszerzać swoją wiedzę. Jeśli mam styczność z jakimś problemem, to staram się go zgłębić, dowiedzieć na jego temat jak najwięcej, znaleźć wspierające rozwiązania. To, że się rozwijam, daje mi siłę i moc do działania.